w ciemnym zakątku lasu, gdzie pająk ma oczy jak sosny, wiatr szeptał tajemnicze historie, a słońce z przegryzioną szyją ledwie przebijało się przez gęstwinę. istniał tam dźwig do suszenia sutann, ale nikt nie wiedział, po co go postawiono. może miał służyć czarnemu, wełnianemu księżycowi, który nocą krążył nad tym miejscem, albo bezgłowemu drwalowi-dyrygentowi, który przybity do kto, prowadził swą niemą orkiestrę
w satynowej bieliźnie, nieznana postać kroczyła między drzewami, a każda z nich miała w sobie inną postać, tliła się w niej jak ognik gasnący w popiele. gdzieś obok, w worku kiełbasy drzewo siedziało, huragan prasował piżamę wilczura, a w kącie chaty, na podłodze, leżał atleta, obok niego kropla klacz snu, co spadła z nocnego nieba
w gęstym lesie jeż czaił się w zakonie, ukryty w cieniach, czekając na coś, co nigdy nie miało nadejść. karaluch luster przemykał między kamieniami, a piasek z lotników osiadał na drzewach, tworząc cienką warstwę, jakby zasłonę, która ukrywała rzeczywistość przed nieznanymi oczyma. garsonki nosiły trzewia, wije się ich materiał w cichych westchnieniach nocy
w innym zakątku, niedokończony pałac stał, gęsiego, nadepnięty w kiedy, i w jego zrujnowanych salach tlił się smutek. nagie ściany, zwinięte w co, kryły tajemnice, których żaden bóg nie miał siły unieść, jak kuli kapusty, której ciężar przekraczał możliwości wszystkich istot
w cieniu drzewa, pod którym leżał krokodyl snu, nagle jabłko zjadło dziecko, a ślad po tym zniknął jakby nigdy nie istniał. w tej chwili, gdy czas stanął w miejscu, nagi wąż przebiegł przez polanę, a grad istnieje tylko w przeszłości
na horyzoncie, krokodyl snu zaczął się budzić, jego zęby błyszczały w półmroku. a gdzieś daleko, pustynia stromy fiołek przeszła, zostawiając po sobie tylko ślad.
to miejsce, jak żadna inna cząstka czasu, było nieuchwytne, nikt tu nie rządził, choć wszyscy myśleli, że on tu rządzi. sny i rzeczywistość mieszały się jak kisielu scyzoryk gumowy, a każdy krok, każda myśl była częścią większej układanki, której nikt nie potrafił złożyć
i tak, świat ten, niedokończony, pełen sprzeczności i niespełnionych obietnic, trwał dalej, wciąż czekając na kogoś, kto zrozumie jego sens, kto stanie się częścią jego tajemnicy. ale żaden bóg, żaden człowiek nie miał dość siły, by to zrobić