wtędy

opowiem ci historię, którą usłyszałem pewnego wieczoru, siedząc w oknie z widokiem na plac świętego piotra. mówiła o kobiecie, którą życie rzucało jak musztardę po fryzjerze. na pozór była to dziewica – niewinna, nieświadoma, ale kto znał jej przeszłość, wiedział, że miała w sobie więcej mroku, niż można było dostrzec na pierwszy rzut oka.

wspominano ją, gdy zasiadała do kolacji z wydłubanym okiem, jakby to był najzwyklejszy z obrzędów. dla niej, chwile te były niczym brudna dziewica w pochwie na słowa, pełna sprzeczności, niewinna, lecz splamiona rzeczywistością.

kiedyś, widziano ją na łące, nagą, bez majtek, tańczącą do słońca, jakby uciekała od wszystkiego, co ziemskie. nikt nie wiedział, że chwilę później, została wyrzucona z pędzącego pociągu, a jej ciało – wyniesione na ołtarze czułości miliarda pikseli – stało się ikoną przeklętej sławy. obgadywana przez larwy i przemawiająca na forum, zdawała się być wciąż żywa, choć była już tylko wspomnieniem.

znaleziono ją później w bezimiennej mogile, ubraną w żwirową sukienkę, z kolią wartą miliony na szyi, jakby sama śmierć chciała jej oddać ostatni hołd. wyławiana z rzeki, w foliowej torebce na głowie, stawała się symbolem pokolenia – wyniesiona na szczyt, tylko po to, by potem rozstrzelana pod murem, zamknąć rozdział swojego istnienia.

za biurkiem na szczycie szklanej wieży, ktoś kiedyś napisał jej historię, tak jak ja dziś ci ją opowiadam. bo ta kobieta – brudna, dziewica, czy bohaterka – nie była jedną osobą. była każdą z nas, w szklanej klatce, rozdartą między marzeniami a rzeczywistością, przemawiającą do tłumu, choć w środku wiedziała, że jej głos nie ma już znaczenia.

to opowieść o niej – a może o tobie, o mnie – o każdej z nas, która w walce z życiem, została na chwilę wyniesiona na ołtarze, by potem spaść w bezimienną mogiłę, gdzie czekały tylko cienie i wspomnienia.