wtędy

w opowieściach świata jest miejsce na wszystko – od świętości po profanację, od czułości po brutalność. ale nie każda opowieść ma zakończenie, które przynosi ulgę. czasem to tylko musztarda po fryzjerze.

za biurkiem na szczycie szklanej wieży zasiadała kobieta. była ubrana w żwirową sukienkę, która kruszyła się przy każdym ruchu, jakby nosiła na sobie samą ziemię. przed nią, w oknie z widokiem na plac świętego piotra, rozciągał się świat, który obserwowała z obojętnością. była brudną dziewicą – tą, która została wyniesiona na ołtarze o czułości miliarda pikseli, ale nigdy nie poczuła prawdziwej czystości.

pamiętała, jak pewnego dnia wsiadła do czerwonego kabrioletu i poczuła wiatr we włosach. chwile, w których była na łące do słońca bez majtek, były już tylko mglistym wspomnieniem. życie, jak pędzący pociąg, z którego została wyrzucona, było teraz poza jej zasięgiem. każdy dzień był jak przemawianie na forum – pełen pustych słów, ukrytych w pochwie na słowa, nigdy nie użytych, nigdy nieodpowiednich.

jednak jej los nie był prosty. kiedyś, w brudnym kącie miasta, została wyławiona z rzeki z foliową torebką na głowie. obgadywana przez larwy, jej życie zdawało się kończyć w bezimiennej mogile, gdzie tylko chwile czuły się jak dom. ale to nie był koniec.

zasiadając do kolacji z wydłubanym okiem, czuła, jak przeszłość wraca, jak rozstrzeliwana pod murem wspomnień. w szklanej klatce, w której teraz mieszkała, odnalazła cień dawnej siebie. z kolią wartą miliony, wyniesiona na ołtarze, stała się kimś innym, ale to wszystko było tylko złudzeniem.

brudna dziewica, która przeszła przez życie z cieniem na duszy, nigdy nie zdołała się oczyścić. stała się postacią z legend, wyrzuconą z pędzącego pociągu życia, wyłowioną z rzeki wspomnień. jej imię zapomniano, a los zatarł ślady jej istnienia. w końcu, w bezimiennej mogile, obgadywana przez larwy, spoczęła. a świat, w oknie z widokiem na plac świętego piotra, toczył się dalej, jakby jej nigdy nie było.