wtędy

w ciszy nocy, gdzie cienie drgały jak rozbite szkło, ukrywał się pająk o oczach jak sosny. w ciemnościach, jego wielkie oczy błyszczały, odbijając blask księżyca. jego ruchy były delikatne, niemal satynowe, jakby nosił bieliznę utkane z mgły

w oddali, w miejscu, gdzie granice rzeczywistości były rozmazane, jabłko zjadło dziecko. rozdarty w gdzie, ten świat był pełen zakrętów, z których każda ścieżka prowadziła do innej postaci, tliła się w każdej postaci

w zakonie, jeż czyhał, przebiegając w cieniu, gotów do skoku. jego igły ostrzyły się o ściany, a jego oczy były ostre jak scyzoryk gumowy, zanurzony w kisielu. garsonki nosiły trzewia, a karaluch luster przemykał wzdłuż ścian, pozostawiając za sobą piasek z lotników, osiadający na starych fotografiach

gdzieś nad nami, słońce z przegryzioną szyją opadało za horyzont, a w worku kiełbasy drzewo siedziało, huragan piżamę wilczura prasował w powietrzu, które stawało się gęste i duszne. przebiegał wąż, kroczył powoli, zwinął się w co, czekając na właściwy moment

nie wszędzie było gęsto; nagie drzewa rozciągały się wśród przestrzeni, istniejąc jak wyspy pośród niebytu. istniał grad, który uderzał z siłą, zwinięty w co, jakby świat nie mógł się zdecydować na jedną formę

w centrum tego wszystkiego stał dźwig do suszenia sutann, jego czarny wełniany cień kładł się na ziemi, jak dłoni osa, a gdzieś obok, kula kapusty leżała, żadnym bogiem nie uniesiona, żaden bóg nie miał dość sił, by ją podnieść

w głębi lasu, przybity do kto, stał bezgłowy drwal dyrygent, ma nóg ono, ale jego ruchy były niedokończone, jakby świat zapomniał o końcu jego opowieści. gęsiego pałac ciągnął się w nieskończoność, a każde nadepnięcie w kiedy tworzyło nowe ścieżki, nowe drogi, których nikt nie śmiałby przebyć

małpa nadaremno szklany, jej kropla klacz błyszczała w promieniach księżyca, a w snu krokodyl atleta leżał krowa, obserwując świat z nieprzeniknionymi oczami. on tu rządził, żadną cząstką czasu, tylko wspomnieniem, które przeszyło rzekę jak strzała

w pustyni stromy fiołek wyrastał z piasku, kwitnąc tam, gdzie życie wydawało się niemożliwe. a jednak, w tej surrealistycznej krainie, każda kropla, każda cząstka, miała swoje miejsce, swoje przeznaczenie, w tańcu, który nigdy się nie kończył